“Peace of Cake” | United Kingdom | 19/01/2017 – 27/01/2017 – podsumowanie uczestników

Szczypta  stereotypów, 4 religie, przedstawiciele 14 krajów, 9 wspólnie przepracowanych dni i 1 pęczek prowokacyjnych ćwiczeń. Wszystko razem wymieszać i naprzemiennie podgrzewać trudnymi, prowokującymi pytaniami i schładzać ice breaker’ami. Efektem jest udany warsztat poświęcony zarządzaniu konfliktami kulturowymi, w którym razem z Łukaszem mieliśmy okazję wziąć udział.

Każdy z nas miał swoją motywację, żeby wziąć udział w “Peace of Cake”. Możliwość “odkurzenia” języka angielskiego, poznanie ciekawych ludzi z 14 krajów będących członkami UE i krajów sąsiadujących, ucieczka od rutyny codziennych obowiązków, czy prozaicznie wypita filiżanka kawy nad brzegiem Tamizy. No i program warsztatu, w którym na pierwszy plan przybijał się temat kulinariów. A my z Łukaszem lubimy gotować, piec, dusić i grillować.
Od razu wiedzieliśmy, że chcemy wziąć udział w “Peace of Cake” i tak się też stało.

Dopisało nam wszystko:  kurs walutowy w kantorze w dniu wylotu (nie urósł 😉 ),obsługa lotu (która nie zamknęła nam bramek pomimo lekkiego spóźnienia), pogoda, rozkład jazdy londyńskiego metra i przede wszystkim zestaw ciekawych zajęć, które wypełniały nam całe dni, prowokowały do bliższego poznania się, wysłuchania swoich stanowisk, dyskusji, refleksji, poszukiwania wspólnych rozwiązań. Nieformalny proces uczenia w jakim prowadzony był warsztat bardzo angażował nas do udziału. Ciekawym doświadczeniem było poznanie stanowisk zarówno młodych jak i doświadczonych zawodowo przedstawicieli różnych krajów na obecne wyzwania cywilizacyjne , z którymi mierzy się dzisiaj Europa. Pomimo rozbieżnych momentami zdań, potrafiliśmy dyskutować, współpracować i znajdować wspólne rozwiązania. Każdego dnia obalaliśmy stereotypy z jakimi rozpoczynaliśmy warsztat, uświadamiając sobie, że pomimo przepięknej kulturowej różnorodności, jesteśmy do siebie tak bardzo podobni.

Ośrodek Gillwell Park, w którym odbywał się Peace of Cake, znajduje się w spokojnej, zielonej okolicy Londynu, nie mogliśmy się więc powstrzymać przed kilkoma treningami biegowymi, które pozwoliły nam lepiej poznać okolicę i wykorzystać słońce, którego w Polsce w styczniu było niewiele.

Wróciliśmy zmęczeni i zadowoleni.

Grzegorz